Dzien 8, 08.08.2011, poniedzialek
Sladami Sonetow Krymskich Adama Mickiewicza udajemy sie w kierunku Bakczysaraju. Po drodze odwiedzamy kafejke internetowa zeby wrzucic film z zeszlego tygodnia (6 hrywien za 1h szybkiego internetu).
W Bakczysaraju zajezdzamy pod sam kompleks palacowy chanow krymskich. Wejscie na teren (kilka godzin zwiedzania) 50 hrywien, student 25. Mamy tylko 4 legitymacje studenckie, ale po odpowiednim zamieszaniu udaje sie przekonac pania w okienku ze cala 5ka to studenci i dostajemy bilety ze znizka.
Przy kolejnej bramie wchodzimy na teren palacu gdzie kilku przewodnikow oprowadza po komnatach i opowiada dzieje palacu. Wedlug jednego z podan, najslynniejsza z zon Bikecz w haremie chana byla… Polka!
Przechodzimy przez Altane Letnia i zatrzymujemy sie na dluzej nad Fontanna Lez, ktora zachwycal sie kiedys Mickiewicz i uwiecznil ja w sonecie pt. „Bakczysaraj”.
W palacu ogladamy jeszcze muzeum po czym wracamy na glowny dziedziniec.
Nad glowami goruja 2 minarety. Na znak szacunku zdejmujemy buty i wchodzimy do meczetu. W srodku panuje kompletne cisza. Siadamy na dywanie. W przedniej czesci modli sie tylko 3 muzulmanow, a dookola wisza cytaty z Koranu. Wyciszamy sie chwile.
W palacu mozna jeszcze za 10-15 hrywien wykupic wejsciowki na Baszte Sokola strzegaca haremu i cmentarz chanow gdzie znajduja sie grobowce 16 z nich.
W miescie spotykamy pare Polakow z Wroclawia podrozujacych motorem po Krymie. Wymieniamy sie doswiadczeniami i na koniec polecaja nam swietna miejscowke na nocleg na klifach – na pewno dzis tam pojedziemy.
Na piechote udajemy sie do Monastyru w jednym ze slynnych skalnych miast.
Aby parking byl darmowy musimy odwiedzic restauracje i zamowic cokolwiek. Lokal zaskakuje nas klimatem i cenami. Na srodku dziedzinca znajduje sie fontanna a dookola altanki obrosniete winorosla z siedzaca-lezacymi miejscami na poduchach. Siadamy po turecku i zamawiamy Pilaw – obsmazane mieso i gotowany ryz z przyprawami oraz Czeburki – gotowane w tluszczu pierogi o ksztalcie polksiezyca z miesem. Na koniec kelner przynosi nam jeszcze jablkowo-mietowa sisze.
Popalamy ja lezac na poduchach. Kompletny chillout…
W sumie za 20 zl na osobe zabawiamy tak ze 3h :).
Wieczorem jedziemy na klify we wskazana wczesniej miejscowke. Jest tak cieplo ze zabieramy tylko karimaty i spiwory – bedziemy spac pod golym niebem. Z czubka naszego klifu podziwiamy zachod slonca nad lazurowa zatoczka. Jakies 100 metrow pod nami znajduje sie plaza i krystalicznie czysta woda – z samego rana zejdziemy poplywac w morzu :).