Dzien 7, niedziela 07.08.2011
Przejechane: 2523 km
Nocleg spedzilismy na szerokiej plazy pod gwiazdami przy szumie Morza Czarnego. Nocowanie na dziko jest tu dozwolone i dosyc popularne bo co kilkaset metrow widzimy inne namioty.
Z samego rana Karol i Maniek ruszaja na piechote w kierunku wsi z misja kupienia akumulatora. Reszta pilnuje w tym czasie obozowiska i auta.
Wykrecilismy akumulator i cyknelismy fotke zeby latwiej bylo sie dogadac z Ukraincami.
Slonce grzeje niemilosiernie. Nie udaje nam sie zlapac stopa po drodze. Po kilku kilometrach docieramy do malej stacji benzynowej. Nie ma tu niestety sklepu z czesciami. Nie wiedza tez gdzie dostaniemy akumulator. Nie zrazamy sie i idziemy do wsi.
Przed sklepikiem przy stoliku siedzi dwoch Ukraincow i z plastikowych kubeczkow pija wodke zagryzajac chlebem i boczkiem nie zwazajac na pore dnia.
Z ciekawosci zagadujemy ich o akumulator.
– Polacy? Euro 2012? 🙂 Zaraz cos zalatwimy.
Wyjmuje telefon.
– Sasza, mamy dla ciebie robotu! Pryjezdaj!
– Wodku wy pijecie? – drugi z nich zagaduje do nas
– Ano pijemy
– To siadaj!
Siadamy z Ukraincami czestowani wodka i oczekujemy na Sasze.
W miedzyczasie nasz kompan wykonuje drugi telefon, do sklepu z czesciami. Objasniamy jaki akumulator potrzebujemy.
– Maja?
– Da, maja.
Sklep jest 50 km stad wiec czekamy na Sasze. Za 10 minut przyjezdza stara Lada i wyskakuje Szasza, kierowca z przednimi zlotymi zebami i wielkim marynarskim tatuazem. Wysluchuje o co chodzi, na odwage wypija wodke i wskakuje do auta zagryzajac boczek. Wsiadamy do Lady, mamy 50 km do przejechania wiec nastawiamy sie na dluga jazde starym autem.
Sasza startuje z piskiem opon i szybko rozpedza sie do ponad 100km/h, przy 120 trzymamy sie czego sie da, a Sasza zjezdza na lewy pas i zaczyna jeszcze wyprzedzac!
Probujemy zapiac pasy.
– Niet! Ty jedie ze mna, nie trieba. – mowi Sasza oburzony.
Dojezdzamy do celu w 30min.
Na miejscu Sasza prowadzi nas do sklepu w podworku. W stercie czesci odnajdujemy akumulatory i odpowiedni dla nas. 850 hrywien.
Ustalamy kurs dolara i kupujemy akumulator. Zostajemy jeszcze poczestowani surowka z… cebuli, pakujemy sie do Lady i w zabojczym tempie wracamy. Sasza zawozi nas na sama plaze.
Wychodzi nam na powitanie reszta kompanow.
– Nu, sprawdajtie czy diala. – radzi Sasza.
Podpinamy akumulator i Maniek izoluje przetopione kable.
Odpalamy…
Dziala!
Dla pewnosci wszystko sprawdzamy i robimy kolko. Bus znow odzyl, bedzie mozna kontynuowac podroz do Istambulu ! :]
Dziekujemy i zegnamy sie z zadowolonym Sasza.
—
Spedzamy jeszcze kilka godzin na plazy. Zajadamy arbuzy, opalamy sie i nurkujemy. Ponad 30 stopni i czysciutka woda.
—
Kiedy probujemy wyjechac z plazy bus zakopuje sie w piasku.
Szykuje nam sie kolejna atrakcja..
Proby wypchania busa powoduja ze boksujace kola zakopuja auto jeszcze bardziej i w koncu osiada calkiem.
Z pomoca saperki zaczynamy odkopywac auto.
Po godzinie sytuacja niewiele sie zmienia. Dookola pustkowie i suchy step wiec nie ma skad wziac desek do podlozenia pod auto. Od Ukraincow pozyczamy deseczki pod lewarek zeby nie zapadal sie w piachu i zaczynamy wyciagac auto. Po kolejnych 2h i przy duzej pomocy Ukraincow auto jest juz na rowni z poziomem plazy. Pod kola podkladamy plandeke i wreszcie wyjezdzamy!
Ukraincom wreczamy piwo w podziece i robimy sobie wspolne zdjecie :).
—
W porze obiadowej zwijamy obozowisko i ruszamy do Eupatorii na zachodnim wybrzezu Krymu.
Miasto jest najwiekszym uzdrowiskiem na Krymie i ma najpiekniejsze piaszczyste plaze.
Jedziemy do delfinarium. Delfiny i trenerzy daja niesamowity pokaz umiejetnosci wykonujac liczne skoki i akrobacje.
Wzdluz morza biegnie komercyjny deptak pelen straganow i restauracji przy plazach. Zwiedzamy meczet wzorowany na tureckim Haga Sofia.
Na nocleg jedziemy na dzika plaze za Eupatoria.
—
Jak dotad na Krymie nie ma zadnego problemu z rozbijaniem sie na plazach. Plaz jest bardzo duzo a do niektorych mozna bardzo blisko dojechac samochodem. Trzeba jedynie uwazac zeby sie nie zakopac ;).