O odwiedzeniu Kapadocji marzyłem, od kiedy zobaczyłem pierwsze zdjęcia balonów latających nad księżycowymi skałami. Ale myślałem, że będzie to niewielki teren z kilkoma, może kilkunastoma skałkami i tysiącami turystów. Rzeczywistość przeszła wszelkie oczekiwania. Kapadocja okazała się olbrzymia. Charakterystyczne ostańce skalne zaczęły się już kilkanaście kilometrów przed dojechaniem do celu, a my jechaliśmy z otwartymi ustami, nie wiedząc, w którą stronę robić zdjęcia.
Miasteczko Göreme - centrum Kapadocji
Centrum Kapadocji jest miasteczko Göreme, w którym znajduje się pełno małych hoteli i z którego jest blisko do wszystkich podziemnych miast i malowniczych skalnych dolin. Pomimo że jest to miejsce mocno komercyjne, to wcale na takie nie wygląda. Dzięki temu, że najtańszym budulcem jest lokalna skała, to domy i hotele bardzo dobrze wtapiają się w otoczenie. Patrząc na miasto z daleka, trudno stwierdzić, gdzie się zaczyna i kończy. Od setek lat budowano tu domy w skałach, które są bardzo miękkie i dzisiaj wiele hoteli to właśnie jaskinie przerobione na pokoje gościnne.
Hotele w Göreme
Podczas naszego pobytu w Kapadocji skusiliśmy się też na nocleg w jednym z hoteli z tarasami widokowymi pełnymi kolorowych poduszek. Polecamy szczególnie Milat Cave Hotel – piękne tarasy, cudowne widoki na balony o poranku i przepyszne śniadania, także z widokiem. Warto rezerwować na ostatnią chwilę – w ten sposób udało się nam zapłacić o ponad 50% taniej. Pod warunkiem że będą jeszcze miejsca
Tajemnicze podziemne miasta
Kapadocja swój unikatowy krajobraz zawdzięcza wulkanom. Melendiz, Hasan i Erciyes Dağı wybuchały wielokrotnie przez ostatnie miliony lat. Pierwsze erupcje pozostawiły po sobie warstwę miękkiego tufu, następne wybuchy stworzyły warstwę znacznie twardszego bazaltu.
Skały przez tysiące lat erodowały z pomocą wiatru, deszczu i śniegu. Natura rzeźbiła te tereny, pozostawiając tylko wysokie nawet na kilkadziesiąt metrów ostańce skalne o fantazyjnych kształtach. Znajdziecie tu zwykłe szpiczaste stożki, ale też skalne grzyby, wielbłądy, bajkowe kominy czy falliczne skałki, którym swoją nazwę zawdzięcza Dolina Miłości. A ulubioną formacją Oli były skały przypominające jej „budyń rozlany na schodach”.
Miękkość skały docenili miejscowi ludzie, którzy drążyli w nich domy, kaplice i całe miasta. Atuty takiego rozwiązania były trzy. Po pierwsze, taniej i łatwiej wydrążyć dom w skale, niż budować go od zera. Po drugie, podobnie jak w australijskim Coober Pedy, które też słynie z podziemnych domów, w lecie jest w nich dużo chłodniej i nie trzeba używać klimatyzacji. A po trzecie, w podziemnych domach połączonych labiryntem tuneli dużo łatwiej się schować, kiedy wyznawcy innych religii chcą cię jak najszybciej wysłać na łono Abrahama.
Podziemne miasta były tak zaplanowane, że w razie ataku pozwalały na wielotygodniową obronę. Miały system otworów wentylacyjnych, podziemne zbiorniki na wodę pitną i ukryte magazyny jedzenia. Tunele bardzo często były połączone małymi otworami z tajnymi pomieszczeniami, dzięki czemu obrońcy mogli dźgać włóczniami nieproszonych gości, pozostając w ukryciu. Raz na jakiś czas tunele wpadały do dużych pomieszczeń, które z obu stron miały małe wyjścia zamykane od zewnątrz olbrzymimi okrągłymi głazami. Od zewnątrz dawało się je przetoczyć, ale od środka nie było nawet za co złapać, bo skała była gładka. Wystarczyło grupę najeźdźców zamknąć w takiej pułapce, a potem na miesiąc o nich zapomnieć. Kiedy po tym czasie włazy otwierano, nieproszeni goście byli już dużo mniej skłonni do narzucania innym swoich poglądów.
Niektóre podziemne miasta i skalne domy są dziś biletowanymi atrakcjami, na inne można trafić nawet przez przypadek, spacerując po okolicznych pustyniach. Trzeba tylko bardzo uważać, bo skała wciąż eroduje, o czym przypominają zasypane pomieszczenia czy zapadnięte podłogi.
Niższe temperatury w okolicznych jaskiniach przydały się też lokalnym mnichom, którzy przechowywali w nich wino własnej roboty. Do dzisiaj w okolicy spotkacie bardzo dużo krzewów z winogronami, a Kapadocja to jeden z najsłynniejszych winnych regionów w Turcji.
Ale mnisi zostawili po sobie nie tylko winiarskie tradycje. Powstało tu też kilkaset podziemnych kościołów i kaplic. Część z nich można zobaczyć w Goreme Open Air Museum. Ale kaplic jest tak dużo, że nie dało się ich wszystkich objąć ogrodzeniem i ochroną. Eksplorując okoliczne jaskinie, co chwilę trafialiśmy na zabytkowe freski czy nawet groby drążone w skałach.
Książka „Busem przez świat. Turcja”
Trzy miesiące, stary bus i ponad 10 tysięcy kilometrów przez drogi i bezdroża Turcji. Odwiedziliśmy najpiękniejsze tureckie plaże, podziwialiśmy balony w Kapadocji i eksplorowaliśmy podziemne miasta. Widzieliśmy dziesiątki antycznych ruin, wypiliśmy hektolitry tureckiej herbaty i na własnej skórze przekonaliśmy się, że stereotypy o Turkach są nieprawdziwe. A przede wszystkim uczyliśmy się podróżowania na nowo – z niemowlakiem na pokładzie naszego kolorowego busa.
Ta książka, to nie tylko relacja z naszej podróży. To także masa porad o tanim podróżowaniu i o podróżach z dzieckiem. A także źródło pięknych miejsc i ciekawostek o Turcji.
Skąd w Kapadocji balony?
Dziś Kapadocja nierozerwalnie wiąże się z balonami i trudno sobie wyobrazić pobyt w Kapadocji bez zobaczenia balonów. To tak jakby w Zakopanem nie zjeść oscypka albo w Bałtyku nie zatruć się sinicami. Ale balony zawitały do Kapadocji dopiero w latach dziewięćdziesiątych, kiedy w Turcji zaczynał się boom turystyczny. Ktoś wtedy zauważył, że jest to jedno z najlepszych miejsc na świecie do lotów balonem.
A czego właściwie potrzeba do lotu balonem? Poza, rzecz jasna, samym balonem potrzebujecie bardzo dobrej pogody i wiatru poniżej 15 kilometrów na godzinę. Takie warunki w Kapadocji występują przez większość roku, przez co loty balonowe są tu możliwe średnio aż 260 razy w roku. Po drugie, niezbędny jest piękny krajobraz, bo raczej mało który turysta zapłaciłby 100 euro za lot nad wygwizdowem. A po trzecie, przydałby się brak dzikich zwierząt czy ptaków, którym mogłaby przeszkadzać codzienna pobudka przez setkę ziejących ogniem balonów. Ku uciesze turystów balony mogą tu latać dosłownie kilka metrów nad skałami.
Loty odbywają się o wschodzie słońca, kiedy wiatr jest najspokojniejszy. Całe przedsięwzięcie jest bardzo dobrze rozplanowane i ma określoną kolejność i limity. Pierwsze sto balonów może wystartować chwilę przed wschodem, kolejne pięćdziesiąt pół godziny po wschodzie, a ostatnie pięćdziesiąt godzinę po. W sumie zarejestrowanych jest tu ponad dwieście balonów, a żeby pilotować jeden z nich trzeba przejść serię szkoleń. Nad organizacją lotów czuwa specjalny zespół meteorologów, którzy już dzień wcześniej oceniają warunki i wywieszają czerwoną, żółtą lub zieloną flagę. Czerwona oznacza całkowity zakaz lotów, żółta uzależnia tę decyzję od pilota, a zielona sygnalizuje warunki idealne.
Nawet jeśli wykupicie lot w środku lata, kiedy warunki ku temu są najlepsze, to na ostatnią chwilę może się okazać, że wasza wycieczka została odwołana. Dostaniecie wtedy zwrot pieniędzy albo możliwość przebukowania lotu na kolejny dobry dzień. Dlatego dobrze jest nie przyjeżdżać do Kapadocji na jeden dzień. Jeśli przez kilka dni loty są wstrzymane, to ceny windowane są w górę, bo kolejka chętnych na powietrzne wojaże robi się coraz dłuższa. W takim wypadku cena zaczyna się wahać od sześćdziesięciu do kilkuset euro. Zasada jest taka, że im więcej zapłacicie, tym mniej osób będzie z wami w koszu. W najtańszych lotach współtowarzyszy może być ponad dwudziestka.
Kapadocja na dziko
Po kilku dniach znaleźliśmy swój ulubiony zakątek Kapadocji. Na wzgórzach zaraz za miastem, tuż nad Czerwoną Doliną, jest kilka skalnych cypli, na które da się dojechać szutrowymi drogami. Praktycznie na każdym z nich stał jakiś kamper czy busik. Dzięki napędowi na cztery koła mogliśmy dojechać dalej niż inne auta i zatrzymać się samym końcu, tuż przy kilkudziesięciometrowej przepaści. Dzięki temu mieliśmy widok na Göreme i całą okolicę. Czuliśmy się jak na krawędzi Wielkiego Kanionu. Lepszego miejsca na obserwowanie balonowego spektaklu nie mogliśmy sobie wymarzyć.
W całej Kapadocji nocowanie na dziko jest legalne i bardzo popularne. My spędziliśmy tam 3 tygodnie.
Nasze ulubione miejsca znajdziecie tuż za kempingiem Kaya Kemping. Trzeba skręcić w pierwszą szutrową drogę i jechać przez około kilometr. Po lewej zobaczycie wjazd na wzgórze z lądowiskiem dla balonów. Tam znajduje się wiele bocznych dróżek i miejsc na dzikie kempingowanie.