Kiedy po 3 tygodniach podróży przez Rumunię i Bułgarię dotarliśmy do Stambułu, postanowiliśmy, że spędzimy tu co najmniej tydzień. W dużym mieście ciężko mieszka się w namiocie, dlatego przez portal Airbnb wynajęliśmy prywatne mieszkanie. Długo zastanawialiśmy się nad lokalizacją, bo Stambuł jest olbrzymi. Ostatecznie wybór padł na Balat, starą żydowsko-ormiańską dzielnicę, co prawda mieszczącą się pięć kilometrów od Sułtanahmet, czyli turystycznego centrum Stambułu, ale wydawała nam się spokojniejsza i tańsza.
(Mieszkanie, które wynajęliśmy znajdziecie na Airbnb pod tym linkiem >>)
Stambuł, czyli wcześniejszy Konstantynopol, od setek lat był miastem wielokulturowym. Nawet po upadku chrześcijańskiego imperium bizantyjskiego i przejęciu miasta przez imperium osmańskie w Stambule mieszkało wielu Greków, Żydów, Ormian i Asyryjczyków. Zmieniło się to dopiero na początku XX wieku. Historycy twierdzą, że Turcy najpierw dokonali ludobójstwa Ormian tureckich – w zaledwie dziesięć lat ich populacja zmalała z 2 milionów do zaledwie 150 tysięcy – a potem Greków. Ci którzy przeżyli czystki i marsze śmierci, uciekli do Grecji. Sprawa tych ludobójstw, do których Turcja wciąż się oficjalnie nie przyznaje, to jeden z głównych powodów, dlaczego ten kraj wciąż nie został przyjęty do Unii Europejskiej.
Dzielnica Balat została zasiedlona przez Turków oraz Kurdów i dzisiaj nie widać już w niej śladów po dawnych makabrycznych wydarzeniach. Dziś jest to najbardziej hipsterska i instagramowa dzielnica w Stambule. Wszystko dzięki kolorowym kamienicom, które w połączeniu z wąskimi i stromymi uliczkami tworzą niepowtarzalny klimat. Między kolorowymi wykuszami często rozwieszone jest pranie, a na schodach przesiadują koty, setki kotów.
Przy dwóch głównych uliczkach, Yıldırım i Vodina, sklepy rybne i stare zakłady usługowe przeplatają się z nowoczesnymi kawiarniami i restauracjami, które przyciągają młodych Turków i turystów. W prostych herbaciarniach spotkacie samych lokalnych emerytów pijących herbatę za dwadzieścia groszy, a w kawiarni obok będą siedzieć turyści pijący wielokrotnie droższą kawę. Pełno tu też cukierni, w których codziennie kupowaliśmy świeże bułki i przepyszne baklawy. Polecamy też spróbować podłużne ciepłe bułki z ziemniakami albo serem.
Meczety przeplatają się tu z synagogami i kościołami, a małe sklepy spożywcze z galeriami sztuki. Balat jest tak ciekawy, że przez tydzień codziennie trafialiśmy do innych zakamarków, podwórek i uliczek. Ola co chwilę pstrykała zdjęcia, mówiąc pod nosem: „Jak tu pięknie”. Turcy też robili zdjęcia, ale nie budynków, tylko… Gai. Przed wyjazdem do Turcji słyszeliśmy, że mieszkańcy słyną z miłości do dzieci, ale to, co spotkało nas już w Stambule, przeszło wszelkie oczekiwania. Starsze panie zatrzymywały się, żeby wycałować ją po stopach, a kiedy przejeżdżaliśmy koło straganów, to starsi panowie zawsze dawali jej jakiegoś owocka i tarmosili po polikach. W Polsce nawet to się nie zdarza, ale takie zachowanie byłem w stanie jeszcze zrozumieć wśród starszych ludzi. Ale to, co odstawiali młodzi ludzie, na początku nas zamurowało. Dziewczyny, widząc Gaję w bluzie z uszami niedźwiadka, piszczały jak jakieś postacie z japońskiej mangi. Zaczynały do niej mówić podniesionym głosem przypominającym mowę delfinów i robiły sobie niezliczoną ilość selfików. A faceci brali ją na ręce, żeby zrobić sobie zdjęcie.
Trzy miesiące, stary bus i ponad 10 tysięcy kilometrów przez drogi i bezdroża Turcji. Odwiedziliśmy najpiękniejsze tureckie plaże, podziwialiśmy balony w Kapadocji i eksplorowaliśmy podziemne miasta. Widzieliśmy dziesiątki antycznych ruin, wypiliśmy hektolitry tureckiej herbaty i na własnej skórze przekonaliśmy się, że stereotypy o Turkach są nieprawdziwe. A przede wszystkim uczyliśmy się podróżowania na nowo – z niemowlakiem na pokładzie naszego kolorowego busa. Ta książka, to nie tylko relacja z naszej podróży. To także masa porad o tanim podróżowaniu i o podróżach z dzieckiem. A także źródło pięknych miejsc i ciekawostek o Turcji.Książka „Busem przez świat. Turcja”