Nasze małe, bułgarskie wakacje. A raczej krótki, aczkolwiek satysfakcjonujący vanlife nad Morzem Czarnym.
Linia brzegowa Bułgarii to niespełna 400 kilometrów i wiele jej kawałków okazały się być idealne na spanie na dziko. Jako, że już po sezonie często mielismy plażę tylko dla siebie. Na każdej z plaż koczowalismy do skonczenia zapasów wody. Woda się konczyła, ruszalismy dalej. Nabieralismy wodę i jechalismy na kolejną plażę. I tak, aż do Turcji.
Chodzilismy spać z szumem fal, i z nim wstawalismy. Każdy wschód słonca i każdy zachód smakował jak najlepszy szampan.
Gaja nabrała perfekcji w wybieraniu starych petów z piachu. Kiedy jej je zabieralismy, płakała tak, że pewnie budziła syreny z dna morza. Ale na szczęscie polubiła też inne plażowe aktywnosci, takie jak pisanie patykiem po piachu. Aczkolwiek jesli chodzi o zabawy patykiem to chyba wolała walić nim po busie i naszych głowach. Generalnie, na ten czas, zabawki poszły w odstawkę, bo plaża jest dla takiego bobaska kopalnią, abstrakcyjnych dla nas, dorosłych, zabaw.
No piękny czas! Dzięki Bułgario❤️
previous post