Australia jest bardzo odizolowaną wyspą, która pełna jest endemicznych gatunków zwierząt i roślin. Pojawienie się obcych szkodników czy drapieżników mogłoby okazać się dla nich zabójcze (Australia do dzisiaj walczy z plagą królików, które zostały kiedyś przywiezione przez myśliwych). Dlatego wszystkie pojazdy transportowane do Australii muszą być bardzo czyste i poddawane są szczegółowej kontroli czystości. W naszym przypadku oznaczało to wyładowanie całej zawartości busa na podłogę w magazynie (auto było po sufit załadowane sprzętem i zapasami hermetycznie zapakowanego jedzenia) i sprawdzanie wszystkiego po kolei.
Żeby poruszać się po Australii, niezbędne jest też posiadanie dokumentu CPD, który umożliwia wjazd dla ruchu turystycznego bez cła i dodatkowych opłat. O karnecie CPD piszemy szczegółowo tutaj:
Transportując auto do Australii, trzeba przygotować dokładną listę ekwipunku – cały sprzęt musi potem wrócić do Polski. Odwrotnie jest z jedzeniem – ono wracać nie powinno. I dodatkowo musi być hermetycznie zapakowane. Odpadają więc świeże owoce czy słoiki z bigosem od mamy, ale zupki błyskawiczne, konserwy czy posiłki liofilizowane nadają się jak najbardziej.
Do Australii transportowaliśmy auto z firmą Hapag-Lloyd z Gdyni. Koszt transportu auta w jedną stronę to około 3.000 dolarów.
Opóźnienia i problemy w portach
Decydując się na morski transport auta, trzeba liczyć się z tym, że odbiór rzadko kiedy uda się pierwszego dnia. Samochody często są poddawane dodatkowym kontrolom, które przeciągają się do kilku dni, co wiąże się też z kolejnymi opłatami. W USA nie mieliśmy takiego problemu, ale znamy osoby, które czekały na auto w Stanach nawet tydzień. Podobną sytuację mieliśmy w Australii – odebraliśmy auto dopiero po kilku dniach, a nasi znajomi po kilku tygodniach.
Przy sprowadzaniu auta z powrotem do Polski, radzę wybrać port w Gdyni. Znajomi, którzy sprowadzali auto do innych państw, zawsze mieli problemy z przedłużającym się odbiorem.