czwartek, 19. grudnia 2013
Znów budzi nas wschód słońca. Powoli przestawiamy się na życie w rytmie natury – czyli wstawanie o wchodzie słońca (po 5:00) i zasypianie po zachodzie (po 20:00). Inaczej się nie da, bo rano słońce jest tak mocne, że godzinę po wschodzie czyli około 6:00 w namiocie nie da się już wytrzymać.
Po obejrzeniu wschodu słońca idziemy na spacer po okolicy i trafiamy na oczko wodne w którym pływają łabędzie, ale zupełnie inne niż w Polsce – czarne, które ponoć występują tylko w Australii. Poza nimi pływa tutaj bardzo dużo ptaków, których nie widzieliśmy w Europie.
Po drodze pierwszy raz w Australii spotykamy się z autostopem – w ramach podróżniczej solidarności zabieramy 2 podróżniczki z Holandii, Irinę i Marlen, które podróżują przez Australię od kilku miesięcy. Autostop zdecydowanie nie jest tu popularną formą transportu skoro przez 3 tygodnie trafiliśmy na niego pierwszy raz, ale dziewczyny twierdzą, że nie mają problemu z transportem.
Po południu dojeżdżamy do Airlie Beach, jednej z najpopularniejszych nadmorskich miejscowości w Australii. Zostaliśmy tu zaproszeni przez Karolinę, która mieszka i pracuje tu już od 3 lat. Dowiadujemy się od nich czegoś czego nie powiedział nam nikt wcześniej – koszt otrzymania w Australii pobytu stałego to 12.000$! Jesteśmy zaskoczeni bo rozmawialiśmy z wieloma osobami o pobycie stałym i nikt nie wspomniał o jakichkolwiek kosztach.
Airlie Beach to bardzo niewielka miejscowość, coś w stylu australijskich Międzyzdroji. Piękne plaże, palmy, dużo uroczych sklepików i nadmorskich atrakcji w postaci barów z bilardem czy minikasyna. Pamiętając nasze dobre doświadczenia w Las Vegas bierzemy po dolarze i idziemy zagrać na maszynach. Oczywiście zabawa szybko się kończy ale zaczynamy wierzyć że Daniel jest największym szczęściarzem wśród podróżników – kilka dni temu wygrał na loterii a dzisiaj znalazł w kasynie na ziemi 20$! 🙂