sobota, 18.01.2014
Spawane wczoraj wieczorem koło zaczyna piszczeć, więc zmniejszamy prędkość i chcemy dojechać do pierwszej miejscowości i znaleźć jakiś warsztat.
Po kilku kilometrach z naprzeciwka zaczyna nadjeżdżać olbrzymi roadtrain. Podczas mijania robi tak duży podmuch, że aż przechyla busa i… odpada nam koło! Auto ryje o ziemie i zaczyna szaleć po drodze. Cudem udaje się wyhamować, bo całe szczęście jechaliśmy tylko 50km/h i nikomu nic się nie stało. Urwala sie glowna sruba (ośka) trzymajaca kolo przy samej nakretce. Ucierpial zderzak i nadkole.
Jesteśmy pośrodku niczego, nie ma tu zasięgu ani miast. Musimy jakoś dostać się z busem do cywilizacji.
Po kilku godzinach udaje się podnieść busa i prowizorycznie założyć koło. Jadąc 4km/h i ciągle idąc przy busie i sprawdzając koło po 2 godzinach dojeżdżamy do stacji roadhouse’u. Pożyczamy tam telefon i wzywamy wykupione wcześniej assistance. Po kilku godzinach przyjeżdża laweta, niestety może zabrać tylko 2 osoby. Pozostałe 2 każą nam zostawić na środku pustynii – nasz ubezpieczyciel, Allianz obiecuje, że jak tylko doholują nas do położonej 100km dalej Kununurry to będzie tam czekać na nas auto, którym wrócimy po resztę ekipy.
Kiedy dojeżdżamy do Kununury okazuje się, że wypożyczalnia aut jest zamknięta. Dzwonimy na infolinie Allianza a oni mówią nam, że musimy zaczekać do poniedziałku aż otworzą. A co z resztą ekipy która została na drodze i czeka na nas bez zasięgu telefonów! Robimy awanture i pół godziny później znajduje się samochód. Wracamy po resztę ekipy – Olę i Wojtka, którzy po ciemku, od 6h siedzą zaniepokojeni przy zamkniętej stacji benzynowej.
Do poniedziałku musimy zaczekać aż otworzy się warsztat na terenie którego stoi bus, do tego czasu będziemy próbowali załatwić potrzebne części – czyli ośkę.
Całe szczęście assistance pokrywa także zakwaterowanie na czas naprawy do 10 dni, dostajemy miejsce na caravan parku w Kununurze. Gdyby nie to musielibyśmy szukać jakiegoś noclegu na dziko pod miastem.