Jestem podróżnikiem – brzydzę się biurami podróży

by Karol Lewandowski

Jeśli zaproponujesz podróżnikowi wakacyjny wyjazd z biurem podróży to najprawdopodobniej zareaguje jak poparzony, trzykrotnie splunie przez lewę ramie i nigdy więcej się do Ciebie nie odezwie. Znajomi zapytani czasem o to jak spędzili wakacje wolą powiedzieć, że nigdzie nie byli, niż przyznać się, że byli w Egipcie z Itaką. Bo przecież to wstyd jeśli na wyjazd wydałeś więcej niż 100 złotych za tydzień, nie spałeś w krzakach i nie podcierałeś się liśćmi leśnych paproci.

Wielu podróżników wręcz zarzeka się, że prędzej zjedzą żywą żabę niż pojadą na wakacje do pięciogwiazdkowego hotelu. A skorzystanie z oferty all inclusive jest występkiem porównywalnym chyba tylko do założenia skarpet do sandałów. W sensie, że to wiocha.

A my byliśmy na takim wyjeździe, i – tylko nie mówcie nikomu – podobało nam się.

Dlaczego więc takie wyjazdy są wśród podróżników powodem do wstydu?

[divider]

Tydzień na Wyspach Kanaryjskich to było prawdziwe piekło.

Zwycięstwo w konkursie Bloga Roku wiązało się z – poza otrzymaniem 5-kilowego szklanego klocka (Jezuuu, jakie to ciężkie) – z wygraniem bonu na wakacje z Itaką. Kiedy go otrzymaliśmy pocztą chcieliśmy go oddać, podrzeć albo spalić. Niestety chyba się tego spodziewali bo był zrobiony z bardzo wytrzymałego materiału, który przetrwał nawet polewanie kwasem. Babcia powtarzała zawsze, że marnotrawstwo to ciężki grzech – nie pozostało więc nic innego jak tylko zrealizować bon.

Ponieważ miejsca na miesięczny wyjazd pod namioty do Ciechocinka biuro miało już wyprzedane, postanowiliśmy wybrać tygodniową wycieczkę do hotelu na Wyspach Kanaryjskich.

Serca nas bolały kiedy tam lecieliśmy i czuliśmy się jak ostatni zdrajcy. Ale przeszło nam kiedy wraz z innymi pasażerami podziękowaliśmy pilotowi gromkimi brawami za to, że udało mu się wzbić tę piekielną maszynę w powietrze. I to bez rozbijania. 

Nasza torba z zupkami chińskimi i domowym bigosem niestety zaginęła na lotnisku więc na powitalną kolację musieliśmy zjeść sushi, 10 rodzajów lodów, krewetki i łososia, którego z trudem udało nam się przełknąć. Całe szczęście na otarcie łez czekał na nas domek z jacuzzi i schłodzonym szampanem oraz 2 Murzyniątka wachlujące nas wielkimi liśćmi palmowymi.

Cały pobyt obył się bez odpadających kół, porwań, ukąszeń śmiertelnie jadowitych węży, jedzenia ze śmietnika i budzenia przez policję w środku nocy. Bez tego wszystkiego oraz bez namiotów i jedzenia z puszki czuliśmy się trochę nieswojo więc jedną noc spędziliśmy na plaży przykryci jedynie wodorostami. A raz nawet umyliśmy się w rzece.

Wbrew temu przed czym nas straszono, nie zanudziliśmy się na śmierć. Z powodu braku ekstremalnych przygód i adrenaliny, wcale nie zaczęliśmy rwać sobie włosów z głowy. A myśl o wcześniejszym powrocie do Polski na tratwie przeszła nam przez głowę zaledwie 2 razy.

Wreszcie na wakacjach udało nam się przeczytać kilka książek, 2 razy przemyśleć sens życia i policzyć ile dokładnie mamy lat. Podczas przedzierania się busem przez australijskie pustkowia nie ma ku temu okazji. Szczególnie, że przez większość czasu 4 osoby muszą go pchać a reszta zbiera odpadające koła i tłumiki.

[divider]

Nudne wakacje też są fajne.

Naprawdę nie ma nic złego w wyjazdach z biurami podróży, robieniu sobie fotek pod Wieżą Eiffla i jedzeniu pierników w Toruniu. Nie wszystkie wyjazdy muszą być ekstremalne, robione bez wsparcia z zewnątrz i z budżetem nieprzekraczającym wartości gumy kulki.

Powiem więcej. Jeśli ktoś opłaci mi takie wakacje to mogę się poświęcić i latać do 5-gwiazdkowego hotelu 6 razy w roku. No dobra, maksymalnie raz na miesiąc.  

(Tę linijkę pogrubiam i dodaje jej różowy kolor, żeby biura podróży, hotelarze i ekscentryczni milionerzy posiadający własne tropikalne wyspy nie przegapili tego, że jestem gotów się poświęcić i przetestować ich ofertę. Dodam, że z chęcią odwiedziłbym Dominikanę i Madagaskar.)

Szczególnie rozumiem ludzi, którzy mają tylko 2 tygodnie wakacji w roku i nie mają czasu ani na wielomiesięczne przygotowania do wyjazdu ani na to, żeby jechać 15 miesięcy rowerem do Paryża.

Ale fakt, że podczas pobytu w 5-gwiazdkowym hotelu nie dusze się z powodu braku adrenaliny nie oznacza, że chce porzucić busa i podróżować tylko w taki sposób. Po pierwsze, po kilku tygodniach brakowałoby mi duszącego zapachu spalin w kabinie.  Po drugie, brakowałoby mi też wolności jaką daje podróż busem, przygód, które wiążą się z wyprawą w nieznane, radości odkrywania świata i poznawania nowych ludzi.  

A po trzecie, co roku jestem w stanie wygospodarować wystarczającą ilość czasu, żeby przygotować niskobudżetowy wyjazd i żeby na dojazd do Maroka poświęcić 2 tygodnie. No i same przygotowania i organizacja sprawiają mi frajdę. No a skoro mam czas, to wolę wydać 3 tysiące na miesięczny pobyt w Albanii zamiast na tygodniową wizytę w Szarm el-Szejk.

Dlatego, jeśli dalej macie wątpliwości czy możecie przyznać się, że podczas wizyty w Pizie zrobiliście sobie zdjęcie jak podpieracie Krzywą Wieżę, to możecie czuć się rozgrzeszeni. I niezależnie od tego jak podróżujecie – czy biegacie na golasa po lesie pijąc tylko deszczówkę, czy też podróżujecie na wypasie zaliczając największe atrakcje – każdy sposób na podróżowanie jest dobry i nie ma się czego wstydzić.

[divider]

autorzy wpisu:

Karol Lewandowski, Aleksandra Ślusarczyk

[divider]

[box type=”note” ]Spodobał Ci się ten tekst? Dodaj swój email do newslettera aby nie przegapić kolejnego tekstu na blogu: [newsletter][/box]

Nasze książki

Cześć! Witaj na naszym blogu

Nazywamy się Karol, Ola i Gaja Lewandowscy, pochodzimy ze Świdnicy oraz Kielc i jesteśmy blogerami, podróżnikami i autorami 8 książek. Od kilkunastu lat podróżujemy po świecie starym kolorowym busikiem. W sumie przejechaliśmy ponad 500.000 km i odwiedziliśmy już ponad 60 państw na 5 kontynentach. Na tym blogu znajdziesz relacje z naszych podróży i porady jak organizować własne wyjazdy.

@2022 – Supertramp Karol Lewandowski, Busem Przez Świat