Półwysep Fischland-Darß-Zingst

by Aleksandra Lewandowska

To był bardzo dobry pomysł, żeby zostać dłużej na Półwyspie Fischland-Darß-Zingst. Trójczłonowa nazwa pochodzi od trzech wysp, które tu kiedyś istniały, ale w związku z silnymi sztormami i powodziami z roku 1872 i 1874 oraz przez działalność człowieka, wyspy połączyły się w jedną całość.

Zjechaliśmy półwysep wzdłuż i wszerz – nie jest duży bo rozciąga się na przestrzeni 45 kilometrów, ale jego atutem są zakamarki, w które samochodem się nie wjedzie. Potrzeba więc na to miejsce nieco więcej czasu – myślę że 3-4 dni na półwyspie są optymalne, ale i przez tydzień jest tu co robić.

Wpis powstał we współpracy z Niemiecką Organizacją Turystyczną

Przeszliśmy wiele kilometrów tutejszych plaż, które okazały się być przepiękne, spokojne i dzikie, z poziomu roweru chłonęliśmy Park Narodowy Vorpommersche Boddenlandschaft oraz odwiedziliśmy kilka przeuroczych miejscowości. Ale zacznijmy od początku.

Park Vorpommersche Boddenlandschaft, czyli po polsku Park Narodowy Mierzei Pomorza Przedniego. Jest to to największy obszar ochrony przyrody nad Morzem Bałtyckim. Ten obszar to przede wszystkim strome brzegi, wydmy, mierzeje i jeziora przybrzeżne.

Ze względu na ciekawe okazy zwierzyny tu mieszkającej, wprowadzony tu został zakaz ruchu samochodowego – wypożyczyliśmy więc rowery – 8 euro za osobę za dzień. Rowery wypożyczyliśmy w miejscowości Prerow. Busa zostawiliśmy na parkingu przed wypożyczalnią.

Dzięki temu, że ludzie tu zadbali o spokój i naturalność tego miejsca, park do dzisiaj jest największym w Europie miejscem zimowania żurawi. Co roku jesienią można obserwować przylot około 30 tysięcy żurawi! My przyjechaliśmy tu na wiosnę, ale podejrzewamy, że jesień w tym miejscu jest podobnie oszałamiająca.

Park jest piękny, w wielu miejscach można odbić nieco, żeby np. pospacerować przez słone mokradła lub porelaksować się na szerokich plażach Bałtyku.

Trasa rowerowa przez park (ok. 7 km w jedną stronę) kończy się na latarni morskiej przy Weststrand. Przy latarni odwiedzić można również Natureum. Tutaj również można coś zjeść – miejsce w stylu naszych polskich schronisk, jedzenie smaczne w bardzo przystępnych cenach.

A jak już wrócicie z parku i odbierzecie auto z parkingu w Prerow, to koniecznie zajrzyjcie na kolację do pobliskiej, klimatycznej restauracji zrobionej w starym, pięknie odrestaurowanym dworcu. Ta restauracja, a w zasadzie połączenie restauracji i hotelu nazywa się Alter Bahnhof. Restauracja-dworzec jest bardzo malowniczo położona, dlatego jeśli jeszcze starczy Wam sił, to idźcie na spacer dookoła jeziora, przy którym stoi dworzec.

Ahrenshoop to kolonia artystyczna, która nieprzerwanie od XIX wieku przyciąga swoją wyjątkowością wrażliwe dusze całego świata. XIX wiek przyciągał w szczególności malarzy pejzażystów. Później bywał tu nawet Albert Einstein, Bertolt Brecht czy Helene Weigel. Dziś mieszkają tu zarówno malarze, jak i muzycy, rzeźbiarze czy ceramicy. I to widać spacerując po miasteczku.
Domy tu zbudowane, nawiązują do architektury starej wsi – kolorowe fronty domów i dachy pokryte tradycyjną strzechą (tu nawet toalety dla turystów pokryte są strzechą!).

Tę miejscowość warto zwiedzać bez planu, zaglądaj w małe, ciasne, niewybetonowane uliczki, one Cię poprowadzą najlepiej. W ten sposób błotniska uliczka zaprowadziła nas pod stary-odrestaurowany wiatrak, przerobiony na ekologiczną agroturystykę z prześliczną kawiarenką na parterze. Przed wiatrakiem, pośród owiec, stoją stoliki restauracyjne, w których również można zasiąść i spokojnie wypić kawę, zjeść lunch i uwierzyć w sens życia na nowo 😉

W miejscowości można odwiedzić Kunstmuseum Ahrenshoop – muzeum, w którym prezentowane są prace artystów z przełomu XIX i XX wieku oraz dzieła twórców współczesnych.

Ahrenshoop to miasteczko, za którym się tęskni jak się je opuści. Nie dość, że miejsce ma duszę, to jest niesamowicie malowniczo położone. Jest spokojne, ciche, wciąż mało turystyczne, a kawiarnia w wiatraku, okazała się być wisienką na tym przepysznym torcie.

Zingst pełni rolę nadmorskiego kurortu. Jest tu ładnie i dość luksusowo. Największą dla nas atrakcją tej miejscowości, okazało się być molo, zwieńczone przepiękną kapsułą (windą podmorską), która w ciągu dnia oferuje turystom podwodne wrażenia. Za kilka euro chętni wsiadają do oszklonej gondoli i opuszczani są na dno morza. Tam przez pół godziny, jak pogoda pozwoli, można podziwiać podmorskie krajobrazy, a jak dopisze Wam szczęście, to zobaczycie jakieś ryby.

Tuż przy molu stoi duża restauracja, w środku bardzo przyjemna z przepysznym i świeżym jedzeniem. Ceny jak na Niemcy dość spoko, także polecamy.

Na tutejszej plaży marka Olympus zmajstrowała gigantyczne różowe okulary, więc jak komuś opadną morale i będzie potrzebował nowego spojrzenia na sprawy, to okulary zapraszają 😉

Na plaży przy Zingst koniecznie skorzystajcie z typowych dla północnych Niemiec zadaszonych koszy wiklinowych, które tutaj są otwarte i dostępne dla każdego. W innych miejscach, w których byliśmy, te kosze były odpłatne. Tutaj stoją otwarte i zapraszają na odpoczynek. Co ciekawe, podobno polskie wybrzeże Bałtyku również miało takie biało-niebieskie kosze wiklinowe, ale po wojnie zostały oskarżone o burżujstwo i arystokractwo i zostały brutalnie usunięte na rzecz skromniejszych parawanów.

Te wpisy też mogą Cię zainteresować

Nasze książki

Cześć! Witaj na naszym blogu

Nazywamy się Karol, Ola i Gaja Lewandowscy, pochodzimy ze Świdnicy oraz Kielc i jesteśmy blogerami, podróżnikami i autorami 8 książek. Od kilkunastu lat podróżujemy po świecie starym kolorowym busikiem. W sumie przejechaliśmy ponad 500.000 km i odwiedziliśmy już ponad 60 państw na 5 kontynentach. Na tym blogu znajdziesz relacje z naszych podróży i porady jak organizować własne wyjazdy.

@2022 – Supertramp Karol Lewandowski, Busem Przez Świat