wtorek, 24. grudnia 2013
Rano znów jedziemy na kokosy. Dziś pogoda bardziej słoneczna, ale szybko przekonujemy się że wczorajszy chłodzący deszczyk nie był do pracy pod palmami taki zły.
Wywlekamy liście spod palm na trawnik, wrzucamy je na przyczepkę, związujemy liną, jedziemy na wysypisko, odwiązujemy linę, zrzucamy liście, wracamy na działkę, wywlekamy liście spod palm… i tak w kółko.
W pewnym momencie zaczyna nad nami dziwnie krążyć egzotyczny ptak trochę podobny do mewy, tylko tak jakby z jaskrawo żółtą maską na głowie. Krąży i krąży coraz bliżej aż w końcu zbiera się do ataku i robi nalot na nasze głowy. O co chodzi?! Zszokowani padamy na ziemię, ale szalona mewa już robi nawrót i znów leci w naszą stronę. Tym razem jesteśmy już gotowi i odpowiadamy atakiem kokosowym. Mewa zdziwiona naszą odpowiedzią zawraca i robi sobie kilkuminutową przerwę ale kiedy widzi że zapominamy o niej i zabieramy się znów do pracy, ona zabiera się do ataku. Postanawiamy rozprawić się z nią w bardziej australijski sposób – bumerangiem. Niestety łatwo wygląda to tylko na filmach. Bumerang leci w zupełnie inną stronę niż celujemy a ostatecznie roztrzaskuje się o pień palmy. Wystarcza to jednak żeby ptak zobaczył pokaz naszej siły i zniechęcił się do kolejnych ataków. Niepocieszony siada pod drzewem i popiskuje w naszą stronę.
Po południu jedziemy do Magdy i Łukasza na wigilię.
W Australii ciężko jest poczuć świąteczny klimat. Wprawdzie w centrach miast i w sklepach pełno ubranych choinek, w marketach z głośników lecą kolędy, po ulicach chodzą mikołaje a domy są przyozdobione światełkami i sztucznymi reniferami ale brakuje śniegu i 40-stopniowy upał sprawia, że podświadomie człowiek nie może uwierzyć, że jest środek grudnia. Choinki stoją pod palmami, mikołaje mają krótkie spodenki a kolędy słyszane podczas pływania w lazurowej lagunie brzmią trochę irracjonalnie.
Większość Australijczyków nie obchodzi Wigilii, nikt nie robi wielkiej kolacji z 12 potraw ani nie chodzi na pasterkę. Obchodzą tylko pierwszy dzień świąt, ale bardzo często idą wtedy na obiad do restauracji, do fastfoodu albo na pizzę. Za to bardzo dużą atrakcją jest drugi dzień świąt zwany “boxing day”, czyli olbrzymie wyprzedaże we wszystkich sklepach. Dzikie tłumy od bladego świtu wyczekują pod sklepami a następnie wyszarpują sobie przecenione towary. Ot, taka zabawa w świątecznym klimacie.
Dlatego, żeby choć trochę poczuć święta postanawiamy że pizza na Wigilię będzie za mało świąteczna i ostatecznie przerzucamy się na barszcz z krokietami. Głównym punktem Wigilii są prezenty – każdy z nas wylosował kilka dni temu jedną osobę i miał kupić jej prezent do 5$. Dostajemy więc różowe skrzydełka do pływania w kształcie słoni, chińską tarcze do rzutek, wełniane skarpety czy rurkę do nurkowania. A zamiast tradycyjnego wyjścia na pasterkę idziemy na spacer na plaże. Oczywiście nie mogło obejść się bez bałwana, tylko że tym razem zrobionego z piasku 🙂
Wielkie dzięki dla Magdy i Łukasza – dzięki Wam mogliśmy spędzić Wigilię w wspaniałym towarzystwie i choć trochę poczuć świąteczny klimat, w innym wypadku pewnie spędzilibyśmy ją w busie wcinając zupki chińskie ;).