Dzień 26 – Townsville i wielki kalosz w Tully – Mennica Wrocławska Australia Trip 2013-2014

by Karol Lewandowski

sobota, 21. grudnia 2013

Jak to zwykle bywa w ciągu dnia miejsce w którym nocowaliśmy nie wygląda już tak strasznie, choć dopiero teraz zauważamy 10 metrów od naszego obozowiska olbrzymie mokradła wyglądające jak te z filmu “Krokodyl Dundee”. Kiedy jemy śniadanie z konserwy “SPAM” i chleba tostowego grillowanego na patelni zjeżdżają się lokalne dzieciaki na motorach i kładach i zaczynają popisywać się skacząc i kręcąc bączki. Zabawa się kończy kiedy jeden z nich wyskakuje na motorze na małej górce i ląduje po kilku koziołkach bez motoru i bez kasku który poleciał kawałek dalej. Momentalnie misja ratunkowa zabiera go kładem do osady i wszystkie dzieciaki znikają.

Po drodze zajeżdżamy na punkt widokowy na Townsville, który polecił nam Łukasz z KangurTour (z Łukaszem poznaliśmy się za pośrednictwem facebooka kilka miesięcy przed wyprawą i od tego czasu jesteśmy z nim w kontakcie – Łukasz jest po geografii pracuje w australijskiej turystyce więc jest dla nas skarbnicą wiedzy i wskazówek dotyczących naszej wyprawy). Z punktu widokowego rozpościera się zapierający dech w piersiach widok na miasto i na wybrzeże usłane dzikimi plażami oraz góry schodzące do morza. Przez najbliższe dni tak właśnie będzie wyglądała nasza droga na północ.

Dalej na północ zatrzymujemy się w miejscowości Tully, która słynie z tego, że jest najbardziej deszczowym miastem Australii. Żeby pokazać jak bardzo deszczowym w środku miasta postawiono olbrzymi, 8-metrowy kalosz, którego wysokość odzwierciedla największe opady w historii tego miasteczka. Do kalosza można wejść i schodkami dostać się na szczyt, po drodze podziwiając stare zdjęcia pokazujące miasto w czasie powodzi – łódki pływające po ulicach, czy ludzi łowiących ryby z okien.

W ogóle Australijczycy mają zamiłowanie do dużych, lekko kiczowatych pomników. Widzieliśmy juz wielkiego kalosza, olbrzymiego banana, mango, kraba czy merlina. A ponoć jest tego dużo więcej. Znacie jakieś inne australijskie pomniki? 😉

Co jakiś czas przy drodze widujemy napis “stop for free reviver”. W końcu z ciekawości za trzymujemy się i na parkingu podjeżdżamy pod budkę “driver reviver” (czyt. “drajwa rewajwa” 🙂 ) i pytamy o co chodzi. Okazuje się, że jest to rządowy program zapobiegający wypadkom na drogach z powodu zmęczenia kierowców. W każdym takim punkcie można dostać darmową kawę, herbatę, ciastka a nawet lody czy owoce. Jak dla nas genialny sposób żeby zachęcić kierowców do robienia sobie przerw. W budce pracuje urocza para dziadków, z ktorymi ucinamy sobie pogawędkę o Australii, darmowych kawach i krokodylach. Wjechaliśmy właśnie w tereny na których występują te olbrzymie gady. Na pytanie gdzie można tu trafić na krokodyla dostajemy dosadną odpowiedź “every-bloody-where” i opowieść o rodzince z mały dziećmi i psem, która kąpała się w morzu przy okolicznej plaży i była świadkiem jak w słonej wodzie krokodyl porwał 40-kilowego psa i zniknął tak samo szybko jak się pojawił.

Początkowo myślimy sobie “pewnie kolejna legenda miejska” ale znaki “uwaga krokodyle” przy mijanych przez nas rzeczkach dają nam trochę do myślenia.

Jak widać jednak nie wystarczająco, bo na nocleg rozkładamy sie na małej łące ze stolikami tuż przy rzece. Wojciech próbuje swoich sił z aborygeńską wędką (kółko z żyłką i haczykiem z ciężarkiem na końcu) ale bezskutecznie.

W nocy kilka razy na nasz plac przy obozowisku wjeżdża terenówka pełna pijanych rozwrzeszczanych (ale chyba pokojowo nastawionych) młodych tubylców którzy robią za każdym razem kilka pokazowych bączków zrywając murawę i ruszają dalej. 

Siedząc pod gwiazdami doskonalimy swoje umiejętności (“umiejętności” to chyba za duże słowo) gry na digeridoo, co chwila porównując je z nagraniami z lekcji w Airlie Beach. Muzyką nazwać tego jeszcze nie można ale przynajmniej przegania krokodyle i inną okoliczna zwierzynę. 😉

20131226-223702.jpg

20131226-223717.jpg

20131226-223736.jpg

Nasze książki

Cześć! Witaj na naszym blogu

Nazywamy się Karol, Ola i Gaja Lewandowscy, pochodzimy ze Świdnicy oraz Kielc i jesteśmy blogerami, podróżnikami i autorami 8 książek. Od kilkunastu lat podróżujemy po świecie starym kolorowym busikiem. W sumie przejechaliśmy ponad 500.000 km i odwiedziliśmy już ponad 60 państw na 5 kontynentach. Na tym blogu znajdziesz relacje z naszych podróży i porady jak organizować własne wyjazdy.

@2022 – Supertramp Karol Lewandowski, Busem Przez Świat