niedziela, 15. grudnia 2013
Od samego rana upalna pogoda, w domu wręcz nie da się wytrzymać więc śniadanie jemy na tarasie gdzie wieje miły wiatr. Do domu Julii i Sama przyjeżdża Kasia, która pracuje tu od kilku miesięcy jako instruktor kitesurfingu i znalazła nas dzięki pozycjonerowi zamontowanemu w busie. Okazuje się że Kasia pochodzi ze Strzegomia, 15km od naszej Świdnicy na Dolnym Śląsku i kiedy dowidziała się że jesteśmy w okolicy koniecznie chciała się z nami spotkać.
Razem z Julią , Samem i Kasią jedziemy na zwiedzanie Brisbane. To co nas zachwyca w tym mieście pełnym szklanych wieżowców to miejska plaża – w samym centrum miasta został wybudowany darmowy basen, z plażą i palmami. Pełno tu ludzi szukających ukojenia w ten upalny dzień, więc my też wskakujemy do wody. W Brisbane widać że święta zbliżają się wielkimi krokami. Dziwacznie wygląda olbrzymia choinka w 40-stopniowym upale, szopka i świąteczne figurki na ulicach, czy świąteczne melodie rozbrzmiewające na każdym kroku. Jak widać Australijczykom brak śniegu nie przeszkadza w przeżywaniu świąt, nawet na auta zakładają rogi reniferów a na palmach często wiszą prezenty :).
Po południu wracamy do domu i robimy grilla na tarasie. Julia prowadzi bloga www.whereisjuli.com o swoich podróżach i życiu w Australii – 2 lata temu rzuciła pracę w korporacji i ruszyła w roczną podróż dookoła świata – dzięki biletowi lotniczemu dookoła świata z kilkunastoma przestankami. Podczas swojego pobytu w Australii poznała swoją drugą połówkę, Sama, i przeprowadziła się do Brisbane gdzie mieszka od pół roku.
Przed wyjazdem robimy jeszcze pranie i po zmroku ruszamy dalej na północ. Normalnie o tej porze ciężko byłoby znaleźć miejsce na nocleg na dziko ale mamy świetną australijską aplikację – WikiCamps, która jest ciągle aktualizowaną bazą darmowych (i nie tylko) miejsc kempingowych. Każdy punkt ma komentarze, informację o dostępności wody, popularności miejsca, wizytach policji i wielu innych. Jak na razie sprawdza się bardzo dobrze.
Po 22:00 wjeżdżamy mostem na wyspę Bribie Island i rozbijamy się pod plażą z namiotami, stolikiem i krzesłami kempingowymi (śpimy w namiotach a nie w busie bo namioty są szczelne a bus ma pełno otworów przez które bez problemu mogą w nocy wejść jadowite pająki i węże). Godzinę później podjeżdża do nas policja i mówi, że kempingowanie tutaj jest nielegalne. Tłumaczymy, że jesteśmy w bardzo długiej podróży i zastała nas noc więc musieliśmy się zatrzymać do świtu. Policjanci mówią, że nie ma problemu, możemy zostać na jedną noc, mamy tylko po sobie posprzątać. Życzą nam powodzenia i odjeżdżają.