poniedziałek, 13.01.2014r.
przejechane: 10012 km
Rano planowaliśmy zjeść śniadanie z elektrycznego grila (grilowana konserwa to nasz śniadaniowy szczyt szczęścia) ale niestety grile nad jeziorem są zepsute a wielki zbiornik z wodą jest pusty. Musimy więc obejść się smakiem. Do asfaltowej drogi mamy godzinę jazdy po szutrze z ładnymi widoczkami i kangurami więc wskakujemy na dach busa.
Po drodze kilka razy wydaje nam się, że widzimy stojące przy ulicy.. pawie. Po południu znów je spotykamy więc chyba żyją tu na dziko. W drodze do Darwin przypadkiem trafiamy na znaki kierujące na gorące źródła. Parkujemy busa i idziemy w busz. Po 15 minutach dochodzimy do niesamowitego miejsca. Pośrodku lasu znajduje się oaza – gorące źródła w których można się kąpać! Wskakujemy do mega przyjemnej wody. Kiedy spoglądamy na górę widzimy że na palmach wiszą setki nietoperzy. I to nie zwykłych, małych polskich gacków. Olbrzymich “latających lisów” (flying fox)! Kiedy Daniel wskakuje do wody “na bombę” wszystkie nietoperze zrywają się do lotu. Nad głowami robi się ciemno a na tle jasnego jeszcze nieba widać nietoperze w bardzo niecodziennej formie – cienkie skrzydła przepuszczają światło i idealnie zarysowuje się sylwetka jakby małej myszo-wiewiórki z rozłożonymi kończynami przyczepionymi do skrzydeł.
W gorących źródłach poznajemy dwóch podróżników, Holendra i Anglika, którzy są tutaj na dwuletniej wizie “working holiday”, czyli mogą legalnie pracować i podróżować. Polska jest jednym z niewielu państw, które nie mają takiej możliwości – my możemy się ubiegać tylko o wizę turystyczną, bez możliwości pracy. A możliwość pracy bardzo ułatwia tu życie bo dużo lepiej wydawać pieniądze zarobione tutaj niż w Polsce bo na tych samym stanowiskach zarabia się kilka razy więcej.
P.S. dziś nasz licznik przejechanych kilometrów wybił równo 10 tysięcy kilometrów! To już prawie połowa wyprawy – w sumie powinniśmy przejechać jakieś 25 tysięcy km a przed nami jeszcze ponad 2 miesiące.