wtorek, 18.03.2014
Większość Australijczyków swoją najwyższą górę zna pod nazwą “Kozjosko mountain” i nie ma pojęcia skąd ta nazwa pochodzi. 90% z nich jest bardzo zdziwionych kiedy słyszy że prawidłowa nazwa to “Kościuszko” i że nazwa mało że została nadana przez polskiego okrywce Strzeleckiego to jeszcze upamiętnia polskiego bohatera Kościuszkę. Poza Górą Kościuszki jest tu też Park Narodowy Kościuszki, droga Kościuszko Road a nawet miejscowość Kościuszko. Zresztą po drodze trafialiśmy już też na ulicę Strzeleckiego czy Las Strzeleckiego.
Najwyższa góra Australii może imponujących rozmiarów nie jest, bo jest o 200 metrów niższa niż nasze polskie Rysy, ale dla nas zdobycie jej ma raczej charakter symboliczny.
Wybieramy dłuższą drogę, prowadzącą od Charlotte Pass – w sumie 18 kilometrów marszu na górę i z powrotem. Niestety trochę nie dopisuje nam pogoda – jest bardzo zimno, dookoła mgły i do tego jeszcze wieje bardzo mocny zimny wiatr. Mimo wszystko zakładamy na siebie swetry i ruszamy na szczyt. Kilka kilometrów od szczytu trafiamy do małej chatki, która została postawiona dla strudzonych podróżników, których złapała noc albo złe warunki atmosferyczne. W środku jest piecyk, drewno, garnki żeby ugotować na piecyku wodę, woda, puszki z fasolą, trochę orzechów, ryżu, kaszy – wszystko co trzeba żeby przeżyć. Widać, że każdy kto trafia do tej chaty zostawia tu coś od siebie. Nam udaje się tu zebrać siły i schronić się przed wiatrem. Dokładamy paczkę ciastek, wpisujemy się do księgi gości i ruszamy dalej. Swoją drogą ciekawe jak długo taka chatka postałaby niezniszczona w naszej pięknej Polsce 😉
Na sam szczyt dochodzimy we mgle. Na szczycie jest tak zimno że z trudem robimy sobie zdjęcia.
Kiedy zmęczeni i przemarznięci zaczynamy schodzić ze szczytu nasz trud zostaje nagrodzony. Mgła znika, chmury zaczynają się rozchodzić a naszym oczom ukazują się piękne góry.