Dzien 89
Rano odwozimy dzieci Jacka, Kinge i Julie do szkoly. Bus robi furrore wsrod dzieci i nauczycieli ktorzy wychodza zobaczyc auto. Pozniej razem z Jackiem kupujemy dla wszystkich kawe i przywozimy ja do domu. Jacek daje nam w prezencie do busa koc klubu Jersey Devils a potem jedziemy do niego na stacje we Frenchtown. Na stacji jest juz jego zona, Tereska i czestuje nas slynnymi kanapkami z bekonem i jajkiem – nigdzie indziej w calej Ameryce nie spotkalismy tak dobrych kanapek (co ciekawe nigdzie nie bylo tez paliwa tak taniego jak u Jacka).
Idziemy jeszcze z Jackiem na poczte po znaczki i spacerkiem przez urocze Frenchtown wracamy do busa. Z smutkiem zegnamy sie z Jackiem i ruszamy do Nowego Jorku.
Po kilku godzinach naszym oczom ukazuje sie nasz uteskniony Manhattan spowity mgla. Dotarlismy do ostatecznego celu naszej wyprawy, Nowego Jorku!
Jedziemy prosto do Pallisades Park, gdzie czekaja juz na nas Pastor Marek i Kasia. Wchodzimy do ich salonu ktory okupowalismy prawie sto dni temu, gdy rozpoczela sie nasza wyprawa a na powitanie wybiega nam ich pies, Miko. Wyprawa zbliza sie powoli ku koncowi ale ponowne spotkanie z naszymi przyjaciolmi zdecydowanie poprawia nam humory.