czwartek 30.01.2014
przejechane: 12743 km
Rano dojeżdżamy do miejscowości Coral Bay nad rafą koralową. Kiedy widzimy plażę i wodę nie możemy uwierzyć, że trafiliśmy do tak pięknego miejsca. Piasek jest bialutki, woda błękitna jak na reklamach biur podróży a kilka metrów od brzegu zaczyna się rafa. Widok jak w raju!
Śniadanie jemy z widokiem na plaże, a potem zabieramy nasz sprzęt do nurkowania i wodoodporne kamerki GoPro. Początkowo mieliśmy obawy przed wejściem do wody bo w Australii pełno śmiertelnych meduz, rekinów i słonowodnych krokodyli ludojadów ale w wodzie pływają Australijczycy więc i my postanawiamy wejść. Zakładamy płetwy i maski i wskakujemy do wody. Najpierw mijamy pojedyncze ryby i jadowite płaszczki zakopujące się w białym piasku na dnie. Kiedy dopływamy do koralowców robi się bardziej tłoczno. Dookoła nas pływają dziesiątki kolorowych ryb. Malutkie błękitne pływające grupami i duże żółte, czarne w białe paski, czerwone i zielone. Całe dno dosłownie żyje. Ryby pływają wśród falujących roślin obrastających koralowce i zaciekawione podpływają do nas.
Od jednego z Australijczyków dowiadujemy się, że w Australii można legalnie łowić ryby w oceanie a najlepsza jest do tego ręczna włócznia. Za 10$ kupujemy ją w markecie. Jest to 2-metrowy pręt, z jednej strony zakończony pięcioma ostrzami a z drugiej specjalną gumą. Gumę nakłada się na kciuk, naciąga włócznie i celuje w rybę. Po puszczeniu, włócznia leci na kilka metrów pod wodą i wbija się w rybę. Po pół godzinnym polowaniu udaje nam się złowić dwie 30-centymetrowe szare ryby, których jest tutaj najwięcej. Patroszymy je na specjalnych stołach dla wędkarzy przy plaży i smażymy na grillu. Palce lizać!