Z samego rana na horyzoncie zbieraja sie czarne chmury. Od wielu tygodni naszej wyprawy nie padal deszcz, przez ostatnie dni bylo wrecz niemilosiernie upalnie. Ze skrajnosci w skrajnosc – rozpetala sie burza z piorunami polaczona z gradobiciem. Leje tak ze ledwo widzimy co jest przed busem. Ulica zamienia sie w rzeke a woda wlewa nam sie przez drzwi do srodka! (a przeciez bus ma bardzo wysokie zawieszenie)
Po godzinie ulewa przechodzi i znow wychodzi slonce.
Jedziemy trasa polecona przez rowerzystow z Tynca ze wzgledu na piekne widoki.
Podziwianie gorskich widokow przerywa nam dostrzezenie tajemniczej tabliczki z napisem.. Uwaga pole minowe.
Cale gory zostaly zaminowane podczas wojny i nikt na razie nie ma zamiaru ich rozminowac. Chociaz widoki zachecaja to nocowac na pewno tu nie bedziemy!
Jedziemy do jezior Plitwickich. Nie stac nas na bilety (80 kun od osoby czyli musielibysmy wydac cala kase jaka nam zostala) ale nie rezygnujemy – cos sie wymysli.
Nad jeziorkami tlumy. Karol leci sprawdzic kasy i skombinowac bilety. Wejsciowki sa calodobowe wiec zagaduje spotkanych Polakow. Od pary pozytywnych motocyklistow z Polski dostajemy 2 bilety, a od mlodej pary z dzieckiem kolejne 2. Wymianiamy sie jeszcze doswiadczeniami z podrozy i szukamy ostatniego biletu. 3 studentki z Polski nie daja sie namowic na darmowe oddanie biletu i ostatecznie odjezdzaja z naszymi 10 euro.
Zadowoleni wchodzimy do Parku. Szlakow wzdluz jeziorek i malowniczych wodospadow jest na conajmniej 10h. Dodatkowo w cenie biletu mozna przejechac sie kolejka i przeplynac statkiem.
Na terenie Parku jest 16 jezior polaczonych wodospadami oraz 20 jaskin. Miedzy ostatnim i pierwszym jeziorkiem jest 135 m roznicy wysokosci a przez wode prowadzi kilka kilometrow drewnianych mostkow.